wtorek, 14 marca 2023

Fotelik na ramę roweru WeeRide - Test

 Fotelik mocowany ma ramę WeeRide wybrałem po przeczytaniu i obejrzeniu niezliczonej ilości testów i recenzji fotelików rowerowych.

Motorem napędowym poszukiwań była niechęć syna do jazdy w foteliku mocowanym z tyłu, którą manifestował poprzez wyciąganie rąk z pasów w trakcie jazdy. 

Wychodząc na przeciw oczekiwaniom młodzieży, oraz po zobaczeniu mema andrzejrysuje.pl wybór padł na fotelik mocowany z przodu roweru na ramie.

 

 

Zalety fotelika na ramie:

- dzieciak cały czas w zasięgu wzroku

- środek ciężkości roweru we właściwym miejscu

- pozycja dziecka osłonięta ramionami rodzica, to wyższe bezpieczeństwo, komfort dziecka,i lepsza komunikacja.  

- frajda dla dziecka - jest wysoko,wszystko widzi, oparcie z przodu jest "kierownicą taką na niby"


Dlaczego WeeRide?

- jest przystosowany już dla dzieci stabilnie siedzących

- 5 punktowe pasy bezpieczeństwa, regulowane podnóżki

- wygodna miękka wyściółka do siedzenia

- oparcie na ręce i głowę umożliwiające drzemkę w czasie jazdy

- szybki montaż, demontaż, pasuje do większości rowerów i niewielka waga

 

 

 Zaczęliśmy jeździć jak Staszek miał 1,5 roku i od razu było to strzał w dziesiątkę - radość od samego początku ! Aż trzeba było uważać gdzie odstawiać rower, bo spryciarz próbował się wspinać do fotelika  !

 

Czas na WeeRide

1,5 - 2,5 roku

Wycieczki po 10 -20 km, jeździmy sporo na krótkich odcinkach, do sklepu, do parku. Syn mając do wyboru wózek, albo rower - z reguły wybierał rower. 

Z perspektywy dziecka wszystko jest ciekawe, robimy postoje co parę kilometrów- to traktor, to krowa, to koparka.. 

No chyyba, że jest z górki, to wtedy jest : Taataa!! Szybcieeej !!!

Czynnikiem ograniczającym długość wycieczek był sen.. czasem nawet jechaliśmy na rower żeby zrobił sobie drzemkę.. o śnie będzie dalej. 



 

2,5- 3,5 roku

Jeździmy więcej, dłużej, szybciej. Fotelik robi dobrą robotę. 

Byliśmy nawet na single track! ( co prawda bardzo łatwa trasa Suliwoods w Masywie Ślęży, ale zabawa była przednia)


 

Najdłuższa trasa - Ostrów Wielkopolski - Milicz 60 km - cały dzień co prawda to zajęło, przy czym Staszek zasnął na ostatnich kilometrach na piaszczystej drodze.

 

 



Od tamtej pory na dłuższe wyprawy oprócz fotelika zabieramy przyczepkę. 

 


 

Spanie na rowerze

 Jest możliwe, tak jak producent opisuje- dziecko opiera głowę o przednie oparcie i zasypia. Dalej sytuacja jest rozwojowa, i zależna od fazy snu dziecka. 

U swojego zaobserwowałem dwie fazy:

- Al Dente - Czyli zasnął, ale ręce, szyja jakoś próbują się trzymać oparcia. 

W tej fazie polecam pedałować ile sił w nogach, aby maksymalnie zbliżyć się do punktu docelowego. Około 10-15 min na dotarcie do celu, lub miejsca postoju na drzemkę.

- Al Miękko - Czyli śpi jak suseł, i pływa w foteliku. Głowa buja się w rytm zakrętów i nierówności. Na prostej, równej drodze  można powoli jechać, w innym przypadku jest ciężko. 

Pasy co prawda trzymają w foteliku, ale w obawie przed zsunięciem się głowy z oparcia - ręce odruchowo ustawiam wąsko na kierownicy tworząc blokadę dla turlającej się głowy. 

Myślę, że specjaliści od pozycji snu dziecka nie byli by zachwyceni gdyby taka podróż była długa. 

Na dłuższą podróż polecam albo przyczepkę do której można przełożyć dziecko, albo hamak lub karimatę żeby zrobić postój na spanie. 





 

 







Wyzwania i co trzeba brać pod uwagę decydując się na fotelik weeride: 

- ustawienie fotelika na szynie montażowej 

 Fotelik ma regulacje ustawienia do przodu i do tyłu. 

 Trzeba zwrócić uwagę, czy nie jest za bardzo przesunięty do przodu , podnóżki mogą zahaczać o linki ograniczając skręt kierownicy. 

  Trzeba zwrócić uwagę, czy nie jest za bardzo przesunięty do tyłu.

Kolana nie mogą udeżać w fotelik, a dłuższa pozycja jazdy rozkrakiem może zaszkodzić naszym stawom biodrowym. 

-  Ubiór dziecka adekwatny do warunków na drodze 

Warto mieć przy sobie okularki,  rękawiczki rowerowe i lekką wiatrówkę ( takę kurtkę, nie pistolet)

Wiatr i muchy dają we znaki siedząc w pierwszym rzędzie. 

- Dobrze jest przećwiczyć schodzenie z roweru z samym fotelikiem

Jest trochę inaczej - nie zeskoczymy na ramę, bo nie ma tam za wiele miejsca, jak mamy problem , to trzeba obniżyć siodełko.

 


 










czwartek, 26 stycznia 2023

Trasą rowerową kolejki wąskotorowej+wariant "na skróty" Milicz-Sułów-Milicz 20 km, 4 godz.

 


        Na pierwszą w życiu wycieczkę rowerową z dziećmi w przyczepce nieprzypadkowo wybraliśmy trasę powszechnie niehardkorową.
    Skład naszego peletonu, to żona moja Aleksandra , syn Staszek rocznik 2019, syn Krzesik rocznik 2021 i ja Piotr, czyli najbliższy pociągowy przyczepki Croozer Kid 2.
Przez ostatnie lata rower Oli głównie się kurzył w piwnicy za sprawą pewnych dwojga młodych ludzi, natomiast ja ze Staszkiem od roku jeździmy i zwiedzamy okolicę z fotelikem zamontowanym z przodu na ramie (Weeride).
Suma sumarum nad kondycją dopiero zaczynamy pracować.
    Druga niepewność, to czy dzieciom się spodoba i jak zniosą jazdę obok siebie- są jeszcze za mali na rękawice bokserskie, a w przyczepce nie ma jak zamontować przegrody między nimi.
    Wybraliśmy trasą najbardziej znaną i polecaną w okolicy Doliny Baryczy, czyli trasą rowerową śladami dawnej kolejki wąskotorowej. Cała trasa Grabownica-Milicz-Sułów Gruszeczka liczy 23 km, a mu obraliśmy odcinek z Milicza do Sułowa.
Odległość 12 km w jedną stronę, po drodze 3 dobrze przygotowane przystanki w miejscach dawnych przystanków kolejowych. 



 
    Trasa biegnie nasypem gdzie do 1991 jeździła wąskotorówka, obecnie zamiast torów mamy nawierzchnie asfaltową i szutrową o szerokości 2m.
Pieluchy ubrane, wszystko spakowane - wyruszamy skoro świt o 11:30.
Pierwsze wrażenie z jazdy jest mniej więcej takie jak gdyby ktoś złapał mnie za bagażnik i ciągnął w kierunku przeciwnym do zamierzonego toru jazdy. 

 
    Przyczepka waży 18 kg plus Staś 12 kg plus Krzesik 8 kg, plus jedzenie na drogę - ma co stawiać opór.
Na szczęście same dzieci nie stawiały oporu- młodszy zaraz zasnął, a starszy zaczął śpiewać.
Pierwszy przystanek Kaszowo po około 15 min jazdy, poprawki siodełek i śpiącego Krzesika.
Staszkowi się podoba, także napawamy się jeszcze trochę optymizmem i jedziemy dalej aż do lasu za dawną stacją kolejową w m. Pracze o obecnie zadaszonym miejscem odpoczynku rowerzystów.
Tam wszyscy do lasu rozprostować kości, mamy za sobą 8 km, jeszcze 4 pozostało i już wnioskujemy że przyczepka to jest to czego nam brakowało. Obciążenie tylko początkowo było straszne, później nogi się zaadoptowały. Było kilka momentów trudnych, bo są tematy trudne w młodym wieku, ale Ola czujnie trzymała się w zasięgu przyczepki i na bieżąco śpiewem i machaniem do Stasia odwodziła go od pomysłu obudzenia brata.
Dzieci turlają się po runie leśnym, chodzą na bosaka po mchu, wszyscy jemy jagodzianki - jedziemy dalej żeby nas noc nie zastała. 
 

    Czas dojazdu do Sułowa wyniósł 1,15 godziny a średnia prędkość 9,5 km/h, także do średniej prędkości 24km/h jeżdżącej tu w latach 1894- 1991 wąskotorówki nawet się nie zbliżyliśmy, ale i tak wszyscy jesteśmy zadowoleni.
Sułów- pierwsze osadnictwo na tym obszarze datowane jest na epokę kamienia, kiedy przejeżdżaliśmy ul. Leśną odniosłem wrażenie, że wiele się od tego czasu nie zmieniło.
    Przyroda powoli pochłania stare opuszczone lokale gastronomiczne. Tuż obok płynie najwolniejsza rzeka w Polsce - Barycz, a na pobliskiej sośnie dzięcioł wystukuje znany rytm utworu Piotra Rubika.
Lecz wystarczy cofnąć się wyobraźnią o jedyne 500 lat i wśród gęstej puszczy nieopodal dawnej przeprawy przez Barycz za czasów bursztynowego szlaku - zobaczymy zamek myśliwski książąt oleśnickich. Zamek przejęty przez rozbójników niegdyś budził strach i przerażenie, a dziś budzi zdziwienie porównując jego lokalizację na mapie z obrazem przed oczami stojąc na miejscu.
Niemniej jednak historię ma filmową.
Sułów warto obejrzeć na mapie https://mapy.zabytek.gov.pl i wtedy pokręcić się po okolicy.
    Droga powrotna do Milicza- można tak samo, można asfaltem drogą 439, można niebieskim szlakiem archeologicznym, wzdłuż Baryczy, a można ścieżką rowerową przez las.
Wybraliśmy ostatnią opcję - jak się okazało 4 km pod górkę po piachu, lasu jeszcze trochę zostało, ale trzeba się spieszyć. Generalnie nie polecam, chyba, że ktoś trenuje panowanie nad emocjami i chce się sprawdzić.
Odbiliśmy na szlak wzdłuż Baryczy i to była dobra zmiana - ścieżka typowa dla krajobrazu Doliny Baryczy - woda, lasy, ptactwo wodne, po drodze grodzisko z miejscem do biwakowania. 

 
    Podsumowując ścieżka kolejki wąskotorowej to element obowiązkowy każdego rowerzysty podróżującego po Dolinie Baryczy, jest co prawda trochę ludzi, ale nie stoi się w korku. Trasa idealna dla rodzin z dziećmi, szerokość wystarczająca pod przyczepkę 2 osobową.
W drugą stronę taka sama trasa lub wzdłuż Baryczy.
W Sułowie jak obiad to Karpik pod Strzechą.

piątek, 22 stycznia 2016

Do You do You Saint Tropez ?

Motyw-piosenka z filmu "Żandarm w Saint Tropez",  wystarczy obejrzeć i posłuchać ,że by tam pojechać...

Zachęca od pierwszej zwrotki.

Szybki Google maps/wyświetl zdjęcia,  Tripadwajzor .. w okolicy Nicea,Cannes, Monaco..Prowansja..Verdon - jest OK

Z racji,że Lazurowe Wybrzeże nie słynie z najniższych cen, postanowiliśmy zorganizować wycieczkę niskobudżetową.

Teoretycznie  duży, sprawny  i  mało-spalający bus z kompletem pasażerów powinien załatwić temat dojazdu, a namiot noclegu..

3 osoby i Opel Meriva nie komponował się w rozwiązanie więc wynajęliśmy 9 osobowego busa za 140 zł na dobę bez limitu kilometrów.. 15 zł na dobę na osobę brzmi już dobrze.
Na Paulinę,Kasię i Dorotę jak zwykle można było liczyć, a pozostałe 3 osoby dołączyły do nas na dzień przed planowanym wyjazdem (grupa szukam towarzysza podróży na fejsbuku tym razem nie zawiodła).

Everybody do busa i ruszamy : ] 



                                                                        Jedziemy tak :

16 godzin do Nicei , 4 kierowców po 4 godziny - na relaksie : ]

Nie ma co dokładnie planować..jakby to powiedział Kolumb po dopłynięciu do Ameryki..
Wkrótce po dotarciu na Lazurowe Wybrzeże w oddali jakby jakieś zamczysko na wzgórzu...
Jedziemy zobaczyć. 
Drogi nagle brak..
Idziemy..
No i robi się ciekawie : 
Trafiliśmy do Balestrino - miasta-widmo opuszczonego w 1953 w wyniku trzęsienia ziemi..
To założone w VI wieku miasteczko obecnie przyciąga wszelkiej maści turystów-artystów,
siedzą sobie w cieniu wąskich klimatycznych uliczek między ruinami i malują..sprzedają drobne rękodzieło..
Terenem opiekuje się grupa hipisów..pierwsi przybyli tutaj w latach 60 z Anglii..
Poznaliśmy - są zajebiści - poczęstowali nas genialną pizzą ,
 i własnej produkcji winem..w słoikach zamiast kieliszków
Mają naprawdę klimatyczną miejscówkę: 


Dalej Nicea..
Krajobraz jak z obrazka:

Ceny jak z kosmosu..
Figi mają spoko..


Okolica bardzo piękna 
Wszędzie beton, jeden kwietnik 
Stary trzepak i latarnia 
Kupa brudu, duży śmietnik 
Ten tekst piosenki Big Cyca niezupełnie pasuje do tutejszego krajobrazu : 
miasto trzeba zobaczyć:

Temat noclegu rozwiązaliśmy w następujący sposób :
Pierwszy nocleg po podróży na campingu , kolejny na dziko. 
Później co 2-3 dzień był camping. (koszt 6-8 euro za osobe z namiocie)
Spanie na dziko w namiocie trudne, ale możliwe. 
Najlepsze miejsce znaleźliśmy przy jeziorze Lac de Saint Croix. 
a najbardziej zdradliwe ? 
no właśnie..

Pobudka po Marsyliańsku...
Piękne , ogromne połacie bujnej zielonej trawy ciągnące się wzdłuż wybrzeża..
to jedno z najbardziej zdradliwych miejsc do spania pod gołym niebem..
Z pozoru idealne.. w praktyce niekoniecznie :/
To znaczy idealne, ale do godziny 5:30.
Rozłożyliśmy się po środku większego trawnika z karimatami i śpiworami w nocy nad ranem..
miejsce spokojne, ulica daleko..
Nagle sen ..jakby coś.. szumiało.. po chwili nadeszła ulewa i powódź  !!
Szlak by to :/
Okazało się że to szum włączających się pozornie niewidocznych zraszaczy tegoż trawnika..
Rozstawione co 3 metry obrotowe strumienie zimnej wody pod dużym ciśnieniem..
wywołały szok i niedowierzanie.. 
nie pomogły ruchy Noego z Matrixa..wróg atakował z każdej strony..
a każdy strumień który trafiał w oczy skutecznie utrudniał ewakuację..i deprymował..
werbalny wyraz niezadowolenia niósł się szerokim echem..
niełatwo było się stamtąd wydostać w samych gaciach bez okularów ciągnąc przemoczony śpiwór
przynajmniej kawa była już niepotrzebna ..i śpiwór się wyprał..

Żyje się dalej...

Cannes wieczorową porą... 


 chwila nieuwagi nieświadomych rywalizacji kierowców 
i Opel Vivaro bierze na światłach Porsche , Ferrari i inne Bentleje..


Obowiązkowa sesja zdjęciowa na czerwonym dywanie pod Pałacem Festiwalowym w Cannes..
Galeria odcisków rąk ludzi znanych z filmów jest..
podobna do tej w Międzyzdrojach..tylko inne autografy.. 
Sam budynek Pałacu piękny jak dworzec pkp w Katowicach przed przebudową..
Główna ulica wzdłuż nabrzeża.. mi się niepodobało- jeden wielki zbędny przepych..
malowanie trawy na zielono..
import palm z afryki...

Natoomiast małe wąskie uliczki dalej od centrum.. 
niebywale bardzo klimatyczne:

Saint Tropez !


Aaale nie tak szybko..
najpierw 3 godziny w korku przed miastem..
szybciej by było te 10 km przejść piechotą..ale nie było gdzie zaparkować..
i to we wrześniu pod koniec sezonu..strach pomyśleć co by się działo w sezonie..
sporo skojarzeń z filmem "Żandarm w Saint Tropez"..
komisariat żandarmerii z którego inspektor Cruchot wyruszał w pogoni za grasującymi po plażach nudystami
został nieco zaktualizowany- to chyba ten z filmu:

Warto wdrapać się na wzgórze Cytadeli 
Niegdyś budynek służył do obrony miasta przed korsarzami..
a obecnie jest tam muzeum marynarki wojennej i historii.. oraz bardzo dobry punkt widokowy:



Into the wild..czyli:  

Park Narodowe Calanqes

Słynie z charakterystycznych zatoczek otoczonych wapiennymi klifami dochodzącymi do 350 m wysokości
doskonałe miejsce do uprawiania wspinaczki.. 
do trekkingu..
do plażowania: 


Dla osób z zacięciem przyrodniczym..
dla miłośników jaszczurek..
żyje tutaj największa w Europie jaszczurka perłowa 
(gadzina rośnie do 75 cm z ogonem! )

A dla wierzących, że globalne ocieplenie spowodowane jest emisją gazów cieplarnianych..
aby się nawrócili:
Jaskinia Cosqera .. 
W środku malowidła i odciski ludzkich rąk z przed 19-27 tys lat..
Jedyne wejście znajduje się obecnie 37 metrów pod poziomem morza..
Biorąc pod uwagę, że przez ostatnie 100 lat poziom mórz podniósł się o 20 cm..
Wychodziło by na to że starożytni też nieźle kurzyli..
..albo mieli skrzela..lub bardzo dobry sprzęt do nurkowania..
Albo nie było kredytów na dotację do kolektorów słonecznych..

Marsylia .. 

 prowadzi: Krzysztof Hołowczyc

Motyw zwiedzania to dotrzeć do najwyższego punktu w Marsylii .. zobaczyć panoramę miasta
a następnie wrócić z nawigacją .. naturalnie pieszo..
Najwyższym punktem w mieście jest 160 m wzgórze z katedrą
Notre Dame de la Garde na szczycie..

internet mówi, że ze ze wzgórza roztacza się prawdopodobnie jedna z najpiękniejszych panoram Francji
prawdopodobnie ma rację :
z jednej strony morze z wyspami, długa linia brzegowa, 
a z drugiej pośród gór widzimy stary port Marsylii..
zdjęcia brak - wieczorne światło nie współpracowało z cyfrówką..
warto sobie pejzaż wyobrazić , ewentualnie wygooglować, 
a najlepiej przyjechać zobaczyć

W drodze powrotnej :
samochód przy nabrzeżu około 6 km od wzgórza..
w kierunku wzgórza było prościej - katedrę widać praktycznie z każdego miejsca w Marsylii
włączyliśmy nawigację z głosem Krzysztowa Hołowczyca i ustawiliśmy tryb pieszy..
skąd Krzysztof zna takie drogi tego nie sposób sobie wyobrazić..
jeden z najciekawszych spacerów..
ciasne kamienne chodniki wzdłuż domów, ogródków, budynków portowych..
prawdziwy klimat tego miasta..
cisza .. mewy..rozmowy w ciemnych bramach..
i Hołowczyc zdecydowanie sugerujący żeby za 20 m  skręć w lewo..


Prowansja to nie tylko lawenda,
w głąb lądu..

Prowansja kojarzy się przede wszystkim z lawendą..
wypadało by więc wrzucić zdjęcie lawendy..
warto jednak wiedzieć, że  lawenda kwitnie od czerwca do połowy września..
ponieważ my byliśmy pod koniec września..
pola lawendowe praktycznie nie różniły się o rodzimych pól pszenicy po żniwach..
Natomiast..
Prowansji nie wolno zwiedzać jeżdżąc głównymi drogami od miasta do miasta: 


 można nie poznać wielu ciekawych miejsc..
wioski w których jest nie więcej jak parę domów pośród ogromnych pól winogron..
trzeba zobaczyć:

Jedziemy dalej - 
Gordes - jedno z najładniejszch miasteczek Prowansji
Z perspektywy dojazdu do miasteczka ..
i widoku z miasteczka..
W samym Gordes nie ma wiele do zwiedzania .. max godzina chodzenia



Ale za to w Rusillion:
Miasteczku położonum jest na urwistym klifie jednego z wielu wzgórz ochrowych...


też nie wiedziałem co to jest ochra..
to taki rodzaj zwietrzonej skały tudzież iłów, której czerwoną barwę zawdzięczamy związkom żelaza..
Zanim wprowadzono sztuczne barwniki do budownictwa wykorzystywano właśnie ochrę..
i tak w Russilion budynki mają swoją oryginalną barwę..
Czyli związki żelaza...
według tutejszej legendy czerwone zabarwienie wzgórz też ma swój początek w związku..
Jakiś typ był sobie z klientką, która się zakochała w poecie,
Typ poćwiartował poetę , i dał klientce jego serce na kolację,a głowę na deser..
Ta się zestresowaała i skoczyła z klifu..
od tamtej pory ziemia jest czerwona..
widać więc pewne rozbieżności w koncepcjach powstania ochry...
spacer po okolicznych czerwonych wąwozach daje wyobrażenie o skali zjawiska..


Tu trzeba zostać dłużej..
Na pewno do zachodu słońca:




A po zachodzie słońca ..
kawa w lokalnej kawiarni, na zewnątrz pod parasolem
w pomarańczowym świetle 
powstałym z połączenia światła ulicznych lamp
no i tej ochry na budynkach ..
klimatycznie..


OK starczy tej kultury i cywilizacji.

Verdon !


albo jeszcze nie-
wcześniej zachód nad miasteczkiem Moustiers-Sainte-Marie: 

i miejscówka na namiot nad jeziorem Lac de Sainte Croix:
Jak widać w kadrze niespodziewanie pojawił się Jarek..



Verdon !

sctricte to Georges du Verdon 
lub Grand Canyon du Verdon
Zresztą jak zwał tak zwał - będąc w okolicy miejsce trudno to przeoczyć.. 
Wielki Kanion o długości 30 km i max głębokości 800m
 rzuca się w oczy niczym rz w wyrazie żurek dla mieszkańca Bytomia..

można naprawdę poczuć przestrzeń..


a jak kierowca się zagapi to można ją poczuć jeszcze bardziej :

Nawet zwykły zjazd na linie z fragmentu mostu zawieszonego 200 m nad dnem doliny daje wrażenia..



Niesamowite panoramy..

Jeśli chodzi o zwiedzanie tego terenu, to po obu stronach wąwozu jest droga z licznymi punktami widokowymi.. - dobra opcja przy gorszej pogodzie
 trzeba przygotować duże karty pamięci do aparatów i dodatkowe akumulatory 

Warto wyjść z samochodu i pomaszerować szlakami w dół wąwozu do rzeki Verdon
Tras turystycznych jest dużo - są dobrze oznaczone , i opisane w mapkach, przewodnikach dostępnych w co drugim sklepie. 
Czasy przejścia, trudności , informacje jaki sprzęt zabrać .. wsio. 
Część tras wymaga asekuracji w postaci uprzęży i lonż do via ferraty..
Na miejscu wypożyczyć można , choć taniej kupić w Polsce..
Ciekawą ofertą są spływy pontonami rzeką..
wśród 400 m skał gdzie miejscami nawet słońce ma problem żeby się dostać..





Porady Praktyczne: 
- Miejsca na campingu trzeba rezerwować co najmniej miesiąc przed wyjazdem..
nawet we wrześniu poza sezonem trzeba się naszukać miejsca na namiot
- Samochodem zwiedzać miasta się nie da... 
najlepiej zaparkować na obrzeżach i dojechac komunikacją miejską.. 
Po pierwsze Francuzi nie krępują się przejechać na tyle blisko żeby obrysować swój i nieswój samochód..
Jest duuży problem z zaparkowaniem w centrum..jest to prawie niemożliwe..traci się bardzo dużo czasu , mało miejsc.. większość parkingów z ograniczeniem wjazdu pojazdów wyższych niż 190cm..
- żeby zobaczyć kwitnącą lawendę trzeba przyjechać nie później niż do połowy września


i jeszcze jedna rada : 
Jak kierowca chce jechać  tak jak uważa, to niech tak jedzie..
chyba,że prosi o radę
Mieliśmy 2 opcje powrotu do Polski z Verdon - na północ przez Genewę , lub tą samą trasą wybrzeżem ..
Część załogi uparcie kierowała przez wybrzeże..
kierowca poszedł w uparte i pojechał przez Genewę ..
2 godziny później w chwili kiedy jechaliśmy szeroką osłoniętą autostradą do Genewy 
przez Lazurowe Wybrzeże przeszła największa od lat nawałnica, która pozrywała drogi 
i uśmierciła 19 osób..
wysoki bus jadący bokiem do wiatru mógłby mieć problemy
..warto ufać przeczuciu














niedziela, 10 maja 2015

Polowanie na Piżmowoły


Polowanie naturalnie z lornetką i aparatem fotograficznym- podejść , pstryknąć i odejść :]

Po pierwsze co to jest i jak to wygląda ? 

Piżmowół przypomina krzyżówkę krowy, mamuta i kozy.
Piżmowoły żyły w czasach kiedy po świecie hasały mamuty.. a młode osobniki Homo Sapiens bawiły się kośćmi upolowanych zwierząt, i kamieniami..  a jak przypadkiem udało im się rozpalić ogień , to zostawały przywódcami plemienia, a nie dostawały opieprz,że zrobią sobie krzywdę.

Zwierz waży do 400 kg, ma gęste ciemnobrązowe futro, o długości włosa do 90 cm .
Żyje w stadach liczących od kilku do kilkudziesięciu sztuk, a jego głównym zajęciem jest obgryzania i przeżuwanie mchów, porostów, ziół i liści niewielkich drzewek (przeważnie wierzby arktycznej).
Sprawia wrażenie zwierzęcia powolnego, do momentu kiedy zacznie biec z prędkością 60 km/h.

Dlaczego piżmowoły ? 

W epoce lodowcowej zwierzęta te były powszechne w całej europie , szczątki piżmowołów zostały znalezione m.in na obszarze Polski.
Śpieszmy się fotografować piżmowoły.. tak szybko odchodzą..
Ponadto znaczenie piżmowoła w obecnej kulturze masowej podkreśla poniższy kadr z filmu:












Jak widać piżmowół pojawia się tutaj ramię w ramię z Sidem - bohaterem sagi Epoka Lodowcowa.


Gdzie ?

Piżmowoły zamieszkują arktyczne rejony Ameryki Północnej i Grenladnie.
My natomiast wybraliśmy jedyny w Europie obszar gdzie występują piżmowoły (zostały tutaj reintrodukowane w 1930 r.).
Jest to Park Narodowy Dovre Fiell w Norwegii. Piżmowoły zasiedlają niższe partie góry Snochetta.
Obecnie rejon ten zasiedla około 100 sztuk wołów piżmowych



Jak ?

Trzeba tutaj poprostu przyjechać z aparatem.

Akcja :

Najwygodniej dostać się tutaj samochodem, ewentualnie stopem (komunikacja miastowa i międzymiastowa jest tutaj piekielnie droga).
W składzie : Paulina, Dorota, Kula, Ula, Piotr wybraliśmy opcję samochód z przeprawą promem ze Świnoujścia do Ystad.
Prom kosztował po 260 zł za osobę w obie strony (w tym samochód osobowy z przyczepką pełną jedzenia z Polski).
Na miejscu dołączył do nas Jarek i wyruszyliśmy na poszukiwanie piżmowołów.
Dotarliśmy do miejscowości Dombas, i wyruszyliśmy w kierunku północno- zachodnich zboczy góry Snochetta.
W Norwegii można zgodnie z prawem poruszać się poza ścieżkami w Parkach Narodowych.
Piżmowoły raczej unikają ludzi, postanowiliśmy iść poprostu na przełaj daleko od szlaków.

Końcówka września.. pogoda nie rozpieszczała, około 0 , lekki śnieg i słaba widoczność..

Ale około godz. 10 temperatura trochę wzrosła, chmury się rozeszły i pojawiły się dobre widoki :]
krajobrazy jak z innej planety..



Wszystko fajne, ale piżmowołów nie widać..


Teren średnio spacerowy, dużo przeskakiwania przez potoki, bagna, skały, i krzaki..
Zbliża się popołudnie,  piżmowołów nie widać.. 
Część ekipy powoli traci nadzieje i wraca do samochodu..
Rośnie niezadowolenie..
Zostajemy sami z Jarkiem na ostatnim odcinku, zmęczeni, ale czujni.
Chwilę później Jarek wypatrzył lornetką jakieś dziwne czarne kamienie 400 m dalej..
Zrobiłem zdjęcie aparatem, zoom x32 optyczny i powiększamy ..
Jakby piżmowoły ...
kolejne zdjęcie, i jakby  trochę się przemieściły 
Piżmowoły :]
nawet cała ich rodzina..




tu młodego Jarek uchwycił
Wieczór, pora wracać..


Porady praktyczne:

- do piżmołów nie powinno się podchodzić bliżej niż 200 m - pomimo sympatycznego wyglądu, mogą zrobić krzywdę.. 
Kiedy poczują się zagrożone - tworzą pierścień obronny - byki i krowy staja głowami na zewnątrz tworząc pierścień lub półkole wokół młodych osobników. W pierwszej linii stają samce, w drugiej samice... dobrze, że feminizm nie zawitał do ich kultury, bo pewnie by wyginęły..
Walczący samiec - obniża głowę, i szarżuje na przeciwnika.
Generalnie system mają dobry - lepiej ich nie atakować.

- w Norwegii można rozbić namiot praktycznie wszędzie - czy to Park Narodowy, czy prywatna posesja. 

- Na terenie Dovre Fiell jest też kilka hyt , w których można spędzić noc, ogrzać się ,skorzystać z energii elektrycznej. Są to otwarte pomieszczenia zwyczajem pozostawienia kilkunastu koron.

- z jedzeniem z Polski też nie ma co przesadzać - np puszcza tuńczyka kosztuje tutaj przeliczając na złotówki 1,5 zł 

- na promie jest pomieszczenie medyczne, gdzie można sobie spokojne sterylnie wymienić opatrunek jeśli przypadkiem mamy jakąś niezagojoną ranę pooperacyjną. 

- jak nie chcemy przepłacać za kajutę na promie, to polecam zabrać z samochodu na pokład karimatę i śpiwór - to nie jest objaw beduiństwa, a standardowa praktyka- na promie z Livorno na Korsykę ludzie materace łóżkowe wynosili na pokład..